Wstałam rano wzięłam karton i spakowałam wszystkie moje wspaniałe, kolorowe i nie zawsze pachnące płyny którymi codziennie polewałam niemal cały swój dom.
Powiedziałam basta, koniec!
Tak bardzo bałam się o dalszy rozwój syna ale nie tylko, bo również zaczęło dochodzić do mnie że być może w jakimś stopniu przyczyniłam się się do rozwinięcia astmy u mojej wtedy 4 letniej córeczki. To było jak olśnienie niczym grom z jasnego nieba po prostu zrozumiałam że chcę i muszę działać inaczej.
I tu zaczyna się zabawa tak to teraz nazywam, ale powiem Wam szczerze nie było mi wtedy do śmiechu zważywszy że z natury byłam pedantyczną panią domu i dokładne sprzątanie i niedopuszczenie do narastania kamienia czy jakichkolwiek przebarwień np. w toalecie było dla mnie czymś naprawdę bardzo ważnym.
Byłam zdesperowana pełna zapału do działania ale zarazem zielona w temacie…..spakowałam swoje smrodki, ale co dalej?
Zaopatrzyłam się w stosy książek, poradników, coś kupiłam coś innego pożyczyłam i zaczęłam swą przygodę ze sprzątaniem bez używania niebezpiecznej chemii.
Początki nie były łatwe, bo dość szybko okazało się że zdecydowana większość podawanych w poradnikach metod czy przepisów nie była skuteczna, a bynajmniej nie działała na 100% a tylko taki efekt mnie satysfakcjonował….więc po jakimś czasie kiedy zdobyłam podstawową wiedzę na temat sposobu działania podstawowych produktów używanych do sprzątania takich jak soda oczyszczona, kwasek cytrynowy, ocet, woda utleniona czy olejki eteryczne metodą prób i błędów robiąc stosy notatek doszłam do punktu w którym uznałam że tymi z pozoru banalnymi składniami można na błysk wysprzątać cały dom i do tego bardzo szybko i przyjemnie.
Dodam też że nie w mojej naturze jest ,,marnowanie,, czasu na przygotowywanie mikstur pomocnych w sprzątaniu, ponieważ uważam, że aby sprzątanie było przyjemne dla mnie, to musi być proste i nie skomplikowane…. lubię minimalizm i szanuje swój czas.